niedaleko pada jabłko od jabłoni?
Któregoś popołudnia, podczas porządków, Szymek znalazł swój stary cyfrowy aparat. Od niechcenia podał go Lenie, a ona ochoczo pochwyciła nowy gadżet w ręce. Jej pierwszy, własny aparat. Po krótkich instrukcjach zabrała się do pierwszych zdjęć. Sfotografowała zabawki, nas, listwy przypodłogowe, kawałek zasłony w salonie. Następnym razem złapała za niego podczas gdy fotografowałam pudełka z odbitkami ślubnymi dla moich klientów. Razem ze mną układała kompozycje, a następnie je fotografowała. Fajnie, wspólna zabawa mamy z córką. Jednak prawdziwe wzruszenie z powodu jej nowego zainteresowania, do którego absolutnie jej nie zachęcam, bo nie zależy mi na tym, by wtłaczać jej do głowy moje pasje i cele życiowe, dopadło mnie podczas wakacji w Chorwacji. W miasteczku Vodjnan moje dziecko wyciągnęło z plecaczka aparat (który wcześniej sama spakowała) i zaczęła fotografować to co było dla niej interesujące. Sportretowała rodziców, koty, kwiatki, ulice. Zdjęcia są poruszone. I dobrze, to zupełnie nie przeszkadza w odbiorze. Bo zrobiła je 3,5 letnia dziewczynka, która zupełnie świadomie wybierała sobie tematy i w prawdziwym skupieniu starała się uwiecznić to co widzi. No cóż, nie będę ukrywać, że to mnie naprawdę mocno poruszyło. Nie oczekuję, że zostanie w przyszłości fotografem, ale z całą pewnością odkryłam jakiś nowy etap w swoim macierzyństwie.
To specjalny wpis gościnny mojej Małej. Chorwacja okiem Leny. Wszystkie zamieszczone tu zdjęcia (oprócz tych, na których jest sama bohaterka) są jej autorstwa. Duma.